środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 6

I nareszcie jest kolejny rozdział! Przepraszam, że tak długo nic nie pisałam i nie będę się tłumaczyć, bo  nic tego nie usprawiedliwia :(. No nic miłej lektury!

*Perspektywa Megan*
-Roxane?- zapytał Max kiedy "para" podeszła bliżej. Dziewczyna uśmiechnęła się ukazując aparat na  białych zębach.
-A wy to niby to skąd się znacie? -wtrąciła Sophie krzyżując ręce na piersi.
-Poznaliśmy się na krajówce w maju.- Roxane puściła Leona i uścisnęła rękę każdemu. Nawet nie zauważyłam kiedy podeszła do mnie, bo byłam tak wściekła na tego palanta, który nazywa siebie moim przyjacielem!
-A to ty byłaś tą genialną atakującą w Brave Eagles!- głos Roxane wyrwał mnie z otępienia. Jej słodki ton jeszcze bardziej mnie wkurzył. Zasnęłam pięści aż mi knykcie zbielały.
-Co? A tak... - udałam rozluźnienie. Ścisnęłam jej dłoń. Zrobiłam się strasznie sztywna.
-A ty grasz na pozycji...-wtrąciła Clara.
-Obrońcy jest doskonała wcześniej trochę z nią trenowałem.- wtrącił Leon, który siedział tak cicho, że go nie zauważyłam. Natychmiast sparaliżowałam go wzrokiem. Spuścił wzrok i miął swoją koszulkę.
-Gdzie się poznaliście?- wypalił Max.
-No na tym meczu.- Roxane zarumieniła się. - ile to już będzie? A no gdzieś z 3 miesiące razem nie Leon?- pocałowała go w policzek i wtedy już nie wytrzymałem. Oczy mnie zapiekły. On był na krajówce?! A wciskał mi, że nie może przyjechać mimo, że wiedział jakie to dla mnie ważne. #dupek A jak już przyjechał to nie raczył się pokazać co? #jeszczewiększydupek Zrobił mi super urodzinową imprezkę, powiedział, że czuje do mnie coś więcej, że mu na mnie zależy. A teraz nagle przychodzi na mecz ze swoją dziewczyną i nie raczył mi nawet wspomnieć, że ją ma. I jakby tego jeszcze było mało to zachowuje się jakby nic się nie stało. #megamegasuperextradupek!!!!!!!!!!!!!!!! Spojrzałam przed siebie zauważyłam malutki zagajniczek trochę za boiskiem. Ruszyłam przed siebie nie patrząc gdzie idę, torując sobie drogę odepchnęłam Maxa i Luka stojących przede mną. Potem zaczęłam biec. Kiedy byłam trochę oddalona od grupy nie powstrzymywałam się. Zaczęłam płakać.  Łzy spływały mi po policzkach jedna po drugiej. Zakryłam usta dłonią i przyspieszyłam. Czułam się okropnie. Jak mogłam być tak głupia i mu uwierzyć i jeszcze czuć do niego to samo, co on mi wcześniej wmawiał?! Wbiegłam trochę w głąb drzew i usiadłam na ziemi plecami opierając się o drzewo schowałam twarz w kolanach i fontanna popłynęła . Trochę się poodzierałam, ale to nie miało znaczenia. Dlaczego to zrobił? Nadal się zastanawiałam.
-Megan! –usłyszałam dosyć znany mi głos. Miałam ochotę udusić jego właściciela.- Megan!- zza drzew wyszedł brunet w zielonym T-shircie  i spodenkach. Na jego twarzy malowało się lekkie przerażenie i jakby wstyd.-Przepraszam!
-Przepraszam?!-zapytałam drżącym głosem wychodząc do Leona- Przepraszam?!- na policzkach miałam  ślady łez i zbierało mi się na kolejne. -Myślisz, że w takiej sytuacji zwykłe przepraszam wystarczy? Najpierw mi słodzisz, a potem przychodzisz tu z inną laską i migdalisz się z nią! Już nawet nie chodzi o to co od ciebie usłyszałam, ale dlaczego mi nie powiedziałeś? Przecież jesteśmy przyjaciółmi, myślałam, że mówimy sobie wszystko, zawsze! – normalnie rozsadzało mnie od środka. Jak on mógł?
-Meg…- Leon chciał mnie chwycić za ręce.
-Byłeś na meczu!- zdążyłam podnieść dłonie i wskazałam oskarżycielsko na niego palcem.- Wiedziałeś, że mi na tym zależało, żebyś tam był, ale nie pokazałeś się tylko pobiegłeś do jakiejś obcej laski! – kolejna fala łez zbliżała się nieubłaganie ale powstrzymałam ją- Na moje urodziny też nie przyszedłeś, bo wolałeś iść na randkę z tą lalunią! Dobrze się bawiliście? - zacisnęłam ręce w pięści tym samym powstrzymując się żeby mu nie przywalić.
-Daj mi wyjaśnić. Ona …- jego ton był rozpaczliwy.
-Co? Może teraz będziesz próbował mi wmówić, że ona cię otumaniła ? –Leon właśnie chciał odpowiedzieć ale uciszyłam go podnosząc ręce- Nie odzywaj się do mnie. – Odwróciłam się i poszłam w stronę boiska- Jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką, ta jasne. Czyli jednak umiesz kłamać.- powiedziałam nawet się nie odwracając. I przyspieszyłam kroku.
-Megan zaczekaj!- krzyknął i poczułam jak mnie chwyta za nadgarstek prawej ręki. Nie wytrzymałam i uderzyłam łokciem w górę, Leo puścił mnie. Odwróciłam się i zobaczyłam wielką śliwę na jego prawym oku. Zaczęłam biec stronę boiska, po drodze ocierając łzy, które nie chciały przestać lecieć. Gdy dołączyłam do grupy oczy zapewne miałam całe czerwone od płaczu.
-Co jest?- zapytała Sophie kładąc mi rękę na ramieniu.
-Nie ważne. – pochyliłam głowę, żeby nikt nie widział, że płakałam
-O mój Boże!- usłyszałam krzyk, to Roxane biegła do Leona-jednoocznej pandy- kochanie co ci się stało?- uśmiechnęłam się, bo trochę to śmiesznie brzmiało. Chłopak spojrzał na mnie i mój uśmiech znikł.
-Nic przewróciłem się.-w jego oczach widziałam czyżby strach? – to co gramy?- zmusił się do uśmiechu.
-Jasne.-odpowiedział Luke. Podzieliliśmy się na zespoły. Ja na szczęście byłam z Lukiem, Maxemi i Clarą. Max poszedł na bramkę, Clara na obronę, a ja z Lukiem na atak. W drugiej drużynie Leo stał na bramce Sophie na obronie i atakowały Rose i Roxi.
-No to dostaną nieźle w dupę- uśmiechnęłam się do Luka i przybiłam mu piątkę. Poszłam na środek boiska i stanęłam twarzą w twarz z Roxane.- Gotowa na łomot?- uśmiechnęłam się złośliwie.
-Chciałabyś co? Ale następnym razem wybieraj realne sny- spojrzała na mnie gniewnie i jej tęczówki zrobiły się żółte. Trochę mnie zatkało, ale jak usłyszałam gwizdek to nic oprócz piłki się nie liczyło.  Szybko odebrałam ją Roxane i pognałam do przodu, ominięcie Rose nie sprawiło mi największego problemu. Przy Sophie były kłopoty, ale Luke przyszedł z pomocą, podałam do niego, on do Clary, której niestety piłkę zabrała Roxane, ale ja szybko naprawiłam ten błąd. W planach miałam podcięcie jej i prawie mi wyszło, ale zdążyłam w porę wyhamować i czubkiem buta zahaczyć o piłkę jednocześnie pozwalając , żeby Luke ją zabrał. Moja przeciwniczka zaklęła pod nosem. Jej oczy były nadal niepokojąco żółte.  Zaczęłam się w nie wpatrywać , z transu wyrwał mnie krzyk radości. Clara trafiła do bramki. Cały mecz trwał pół godziny. Wygraliśmy 5:1. Jedną bramkę strzeliła nam  Roxane.
-Widzisz ja nigdy nie przegrywam- powiedziałam do pochylającej się nad torbą Roxane. Dziewczyna podniosła się i obróciła głowę w moją stronę, jej tęczówki wyglądały przerażająco.
-Czyżby?- chwyciła mój nadgarstek i przyciągnęła do siebie.- Słuchaj Leon jest mój czy ci się to podoba czy nie, więc odwal się od niego jasne?- jej paznokcie wbijały mi się w skórę jęknęłam cicho z bólu- jasne?- kopnęłam ją w piszczel i puściła.
-Jasne- odpowiedziałam chłodno. Zabrałam swoją torbę i dołączyłam do grupy. Po jakiś 20 minutach spaceru byliśmy już w domu, gdy tylko weszliśmy,  jak zwykle padło pytanie:
-Jak było na meczu?- standardowe pytanie dziadka, zaraz zacznie się wypytywanie o szczegóły.
-Cudownie.-powiedziałam z sarkazmem i pobiegłam do mojego pokoju, i żuci lam się na moje łóżko. Coś mi nie dawało spokoju. Te oczy już gdzieś widziałam, tylko gdzie? Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę- odburknęłam i zwróciłam głowę w stronę drzwi. To Rose. (Po co pukała do swojego pokoju?) Jej ogniste włosy były w niezłym nieładzie.
- Nie martw się tym plantem- podeszła do mnie i dotknęła mojej ręki.
-O co ci chodzi?- podniosłam się i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej- Aaa… o Leona. Nie dałam sobie spokój- (kłamałam)- nie odzywam się do niego.- (nie miałam zamiaru) Rose zrobiła zdezorientowaną minę. Weszła po drabince i usiadła obok mnie po turecku.
-To o co chodzi?- dotknęła mojego ramienia .
-Ja… -nie mogłam jej powiedzieć o tych oczach, bo ona przecież nic nie wie o nas, o naszych mocach, o obozie, a mogłaby zacząć coś podejrzewać.- Czujesz to?
-Co?
-No spaleniznę!- zeskoczyłam z łóżka (bo zejście po drabince byłoby za proste!) i wybiegłam na korytarz. Spod dzwi pokoju chłopaków wydobywał się dym. Nacisnęłam klamkę i wbiegłam do środka. W kłębach dymu dostrzegłam ogień w dłoni Maxa i wokół niego był ognisty krąg na podłodze. Do czego Luke go namówił?!
-No, no ładnie!- usłyszałam Luka. Ładnie?! Czy oni chcą nas spalić ? Nie dosyć, że mam ciężki dzień, popsute urodziny, to oni mi jeszcze działają na nerwy! Yyych! Czemu otaczają mnie idioci?
- Durnie chcecie nas wszystkich puścić z dymem?- krzyknęłam i skierowałam rękę na Maxa. ?Trysnęła z niej woda, dosyć potężny strumień i zgasiła płomień oraz jak się okazało książki wokół. No i przy okazji moi genialni bracia również byli cali mokrzy.- A ty Luke myślałam, że jesteś poważniejszy, a nie namawiasz go do zabawy z ogniem w pomieszczeniu!- mówiąc to obróciłam się do niego.
- Dobra, dobra to tylko zabawa, co cie ugryzło co? –uniósł ręce w geście poddania się- Przecież normalnie byłabyś tu z nami i również dobrze się bawiła.- uniósł brew.
-Nie twoja sprawa.- odburknęłam i wyszłam z pokoju.
-Co jest? –zapytała zaniepokojona zamieszaniem Rose, nigdy weszłam do pokoju.
-Chłopcy bawili się zapałkami i wymknęło im się to spod kontroli.
-Aha…- Rose uniosła brew. Tak to było dziwne. Sama bym w coś takiego nie uwierzyła, ale co miałam powiedzieć?
- Jak coś to idę na spacer.- stwierdziłam, że musze ochłonąć  po tym wszystkim. Przebrałam się w krótkie spodenki i bluzkę na naradkach. Założyłam trampki. Spojrzałam za okno i wpadłam na szalony pomysł. Poszłam do pokoju chłopaków, którzy nadal sprzątali baizel który sami zrobili. Gdy mnie zobaczyli zesztywnieli.
-My…- zaczał Max.
-Daruj sobie dobra? Luke co powiesz na spacer?- zwróciłam się w jego stronę
-Chętnie- wstał z podłogi- trochę ruchu dobrze mi zrobi. Przeciągnął się
- Ty też – wskazałam na mojego brata.- Rusz się mam sprawę.
-Dobra, co ty taka nerwowa?- Max podszedł do mnie.
-Dowiesz się jak pójdziesz- podeszłam do okna i otworzyłam je- Luke pomożesz?- weszłam na parapet.
-Ty naprawdę zwariowałaś. Wiesz, że jest coś takiego jak drzwi?- posłałam mu spojrzenie „Serio? Mówisz to mi?”. Wystawiłam nogę za parapet.
-Dobra wygrałaś.- Luke machnął ręką i konary drzewa obok okna ułożyły się  jak schody, tak, że z łatwością mogłam po nich zeskoczyć w dół. Gdy skończyłam schodzenie i dotknęłam ziemi krzyknęłam:
-A wy to co? Ruszyć tyłki!- zanim się zorientowałam byli obok mnie.
-To gdzie idziemy- zapytał Max . Spojrzałam na dom obok. Leon przyglądał się nam z okna. „Jak najdalej od niego” pomyślałam, ale powiedziałam- Przed siebie- uśmiechając się chwyciłam Luka za rękę(zawsze tak robię, bez skojarzeń proszę!)  i poszliśmy w las. 

*        *        *
Podczas spaceru opowiedziałam im o tym co powiedział mi Leon na naszym pierwszym spotkaniu. O Dave’ie  i sytuacji w obozie i ogólnie w królestwie. O oczach Roxane, które były niepokojące i jej zachowaniu. Skończyłam akurat gdy doszliśmy do małej polanki. Tej samej, na której byłam z Leonem.
-A, może ty po prostu jesteś o nią zazdrosna, że tak się jej czepiasz co?- drwiący ton mojego brata już lekko mnie irytował.- No w końcu Leo to twój kochaś nie?- jego brwi szybko się podnosiły i opadały. (myślę, że wiecie o co mi chodzi ale nie umiałam tego inaczej nazwać :) )
- Wcale nie? Odwal się dobra!- wydarłam się.
-Leo i Megan, Leo i Megan…- zaczął śpiewać i skakać wokół mnie. Miałam wrażenie, że paruje zemnie i w końcu wysunęłam nogę przed siebie i mój kochany braciszek zarył twarzą w ziemię.
-A ty i Sophie to co?- stanęłam nad nim i oparłam ręce na biodrach.- Nie zapominaj, że nadal ślinisz się na jej widok- szepnęłam pochylając się nad nim. Oburknął coś, ale nie usłyszałam co, zapewne „Bardzo śmieszne”, lub cos w tym stylu. Podeszłam do Luka- A ty co o tym sądzisz?
-Być może tworzylibyście ładną parę…- trzepnęłam go po głowie
-Ty też? Serio? Myślałam, że jesteś od niego mądrzejszy!
-Dobra, dobra- podniósł ręce w geście poddania się. – a co do sytuacji Willa to faktycznie trzeba, będzie to sprawdzić. Za dwa dni wyruszamy do obozu.
-Ale tym razem zabieramy wszystkich.- wtrąciłam się. Luke spojrzał na mnie sceptycznie.- Co tak na mnie patrzysz? Oni już są gotowi i ty dobrze o tym wiesz ja teraz idę na inicjację, Max i Leo też. Clara też ma 15 lat, a Rose aż rok opóźnienia. Nie chcę tego dłużej ukrywać i tak to już za długo trwa. – widziałam to niezdecydowanie na twarzy w sumie to bardziej upór. Podeszłam do niego i położyłam rękę na jego ramieniu.- dadzą radę, a Penny i Sophie biorę na siebie. Poza tym każda para rąk się przyda nie sądzisz?- chyba się poddał, bo głośno odetchnął i powiedział.
-Dobra, niech będzie. A co do tych oczu to Max może mieć rację- (dlaczego on musi drążyć ten temat?)-jesteś trochę przewrażliwiona na punkcie Leona, przecież widzę, że wasze relacje się zmieniły.
-Znowu zaczynasz.- przewróciłam oczami-Nic się nie zmieniało.
-Ta i  dlatego on pobiegł wtedy za tobą i było słychać krzyki i potem przybiegł z podbitym okiem. – spojrzał na mnie spod czoła.
-Miało pójść w policzek.
-W takim razie masz nieco inne pojęcie okazywania czułości.- objął mnie ramieniem.
-Co się dzieje co?
-Nic- odburknęłam i kopnęłam kamyczek obok mojej stopy.
-Co problemy sercowe? Wiedziałem!- Max radośnie stanął przede mną . Twarz miał lekko poodzieraną i od ziemi, ale jeżeli mógł mi dokopać to i tak się uśmiechał.
-Jezu! Jeszcze ciebie tu brakowało! Odpieprz się dobra?- podniosłam głos. Zacisnęłam pięści, żeby go nie walnąć. Podeszłam do najbliższego drzewa i usiadłam przy nim. Z trawy obok wyciągnęłam wodę i uformowałam z niej kulkę i zaczęłam przerzucać ją z ręki do ręki.
-Naprawdę musiałeś to powiedzieć idioto!- Luke chyba się wkurzył.- Nie widzisz, że sprawa nie jest taka prosta? Wytęż tego ziemniaka w głowie może co?- zaczęłam się śmiać(na szczęście nie zauważyli tego) i woda, którą się bawiłam straciła swój kształt. Usłyszałam kroki.
-Serio ci zalazł za skórę?- to dziwne, ale chyba słyszałam troskę w jego głosie.
-To była drobna sprzeczka i tyle- podał mi rękę i wstałam, przytuliłam go. Poczułam jak coś brzęczy w mojej kieszeni. SMS. Wyjęłam komórkę z kieszeni. Leo.
„Proszę pogadajmy. Przyjdziesz do mnie błagam ”
„Nie, nie chcę mi się z Tobą rozmawiać idioto!”
„Proszę…”
„Ja już swoje słyszałam. Nie dociera do ciebie słowo `nie`?”
Szybko schowałam telefon do kieszeni.
-To może pójdziemy gdzieś jeszcze co?- zapytałam zanim zrobił to ktokolwiek inny. Po chwili ruszyliśmy dalej.

Mam nadzieję , że się podobało. Co myślicie o Leonie? Piszcie w komentarzach.

poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 5



Ta dam! I jest! Bardzo przepraszam, że tak późno, ale tak wyszło. Mam nadzieję, że długość rozdziału wynagrodzi czs czekania. Jak będą jakieś literówki, to z góry przepraszam. Miłego czytania!
Perspektywa Clary
Obudziłam się przez chłód obecny w pokoju. Ku mojemu zdziwieniu okno było otwarte, spojrzałam na mój budzik. Była godzina 8, wszyscy już wstali oprócz tego śpiocha Megan. Po porannej toalecie i przebraniu się w krótkie spodenki i zielony T-Shirt zeszła na dół. Z kuchni dobiegał słodki zapach.
-Prosze, proszę Śpiąca królewna się obudziła.-powiedział ze złośliwym uśmieszkiem Luke.
-Och zamknij się! Nasi dzisiejsi jubilaci nie są lepsi jeszcze smacznie chrapią tam na górze.
-Dzieci chodźcie na śniadanie-zawołała babcia. Na stole leżały pięknie pachnące naleśniki, a obok nich stał syrop klonowy. Mmm... zapowiada się pysznie.
-Naleśniki, naleśniki!- krzyknęła Lucy podbiegając do stołu. Czasami mam wrażenie, że w ciele tej ośmiolatki jest czterolatek. Zakryłam jej usta dłonią.
-Nie drzyj się tak idiotko,  o obudzisz Megan i Maxa! Po chwili dołączyłam do niej. Naleśniki zniknęły w dziesięć minut,a gdy babcia zrobiła dokładkę, została zjedzona w równie szybkim tempie. Z resztą co się dziwić kiedy przy stole siedzieliśmy my i nasz dziadek, a wszyscy o niemiłosiernie dużej pojemności żołądków. Właśnie wstawałyśmy z Rose żeby po składać naczynia ze stołu ale, dziadek się wtrącił.
-Siedźcie dziewczynki-spojrzał znacząco na blondyna w jasnym podkoszulku i jeansach, który stał za mną- Luke ty wszystko poskładasz.- posłałam mu spojrzenie w stylu: „O co chodzi?”
-Otóż, kiedy wczoraj po wszystkim „radośnie” schowałyście się w swoim pokoju, ja z Maxem dostaliśmy ochrzan od babci, za zalanie całego korytarza i później musieliśmy to ścierać. Co w konsekwencji spowodowało, że teraz wasi dziadkowie będą się na nas mścić na wszystkie możliwe sposoby.- wyjaśnił krótko chłopak.- A, że Max ma dzisiaj urodziny to tylko mnie się obrywa.-dodał. Ledwo powstrzymałam się od śmiechu. Zdążyłam zakryć usta, ale i tak się chichrałam.
-Uważaj na słowa młody człowieku.- siwy, lekko „puszysty” pan w kraciastej koszuli flanelowej, podkoszulku i dresach oraz kapciach zsunął okulary na nos i spojrzał na Luka z pod czoła.
- Tak jest panie Royal.- chłopak zasalutował. Zaczęłyśmy się śmiać, ja i Rose bo nasze tempe siostry jak zwykle nie skapowały o co chodzi. Luke przewrócił oczami, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek.
-Ale my ci pomożemy, bo takiego zakazu chyba nie mamy?- zapytała Rose.
Prosto wytłumaczyć tę jej „chęć pomocy”(bo normalnie to nikomu nie pomaga jędza jedna!) od ponad roku jest w nim zadurzona po uszy. No normalnie doprowadza mnie to do szału cały czas jest tylko „Luke to, Luke tamto, a jaki to on jest wspaniały i przystojny! Clara powiedz mi jak ja mam mu się spodobać?” ja nie wiem! a co ja wyrocznia jestem? No tak mnie wkurzają te jej brednie, że po prostu nie mogę! Nie przeszkadza jej nawet to, że on mieszka tu w Australii, a my z rodzeństwem w Wielkiej Brytanii. Na szczęście nie chodzimy do tej samej klasy, no ona jest o rok starsza więc no. Fakt jesteśmy BFF ale bez przesady! Był pewien okres czasu, że Ruda (takie ma przezwisko) gadała tylko na ten temat. Nie, żeby Luke mi się podobał, ale wałkowanie przez kilka miesięcy tego samego jest męczące. No ludzie ile można!
-Jeszcze. –szepnął obiekt westchnień mojej kuzynki, zasłaniając ręką usta od strony dziadka myśląc, iż ten nie usłyszy- wszystko jest możliwe-dokończył.
-W takim razie bierzcie się do sprzątania, a Lucy i Claudia zasuwać do góry ogarnąć w pokoju, bo macie tam taki jubel, że normalnie wstyd! Żeby chłopcy mieli taki bałagan to bym zrozumiał, ale dziewczynki? Jazda do góry!
-Ale…dziadku.- próbowała dyskutować Lucy.
-Żadnych ale już, już!- młode wstały i powlekły się na górę. Dziadek poszedł za nimi, zapewne, żeby je pilnować.
-No tak, bo ty to zawsze jesteś chętna jak Luke potrzebuje pomocy zapomniałam.- szepnęłam Rose do ucha.
- Odwal się!- dała mi kuksańca.
-Ej! Ja wiem, że jestem zabójczo przystojny, ale nie musicie się o mnie bić!- powiedział zielonooki niosąc parę talerzy do kuchni, z tym swoim drażniącym uśmieszkiem na ustach.
-Chciałbyś!- odpowiedziałam i również zabrałam się za znoszenie naczyń.- Wiesz co? Następnym razem marz sobie bardziej realne rzeczy.- dodałam wkładając talerze do zmywarki. Na widok jego miny zaczęłam się śmiać. I kto tu jest mistrzem ciętej riposty?
-To co? Robimy ten tort?- moja kuzyneczka robi się zazdrosna!
-No dobra, Luke idź po babcię, bo bez niej raczej nie damy  sobie rady.
            Po pół godzinie był zrobiony krem i biszkopty (oczywiście podczas prac nie obyło się bez małej wojny na mąkę i przy okazji podpadnięcia babci), pozostało tylko to poskładać i przyozdobić całość. Postanowiłam pójść obudzić Megan, bo zanim ten leniuch wygrzebie się z łóżka to trochę minie. Kiedy wchodziłam po schodach słyszałam narzekanie młodych i odzywki dziadka w stylu „Tu jeszcze coś leży” albo „A to ,to samo ma się podnieść?”. Ta jego perfekcja mnie dobijała. Otworzyłam drzwi do naszego pokoju.
-Wstawaj Meg, no rusz dupę dziś twoje urodziny! Sto lat sto lat  chyba nie chcesz spóźnić się na tort?- brak odpowiedzi-Ok. sama się prosiłaś- powiedziałam przyciszonym głosem. Weszłam na drabinkę od naszego łóżka zdarłam kołdrę i doznałam szoku. Zamiast mojej kochanej jakże wkurzającej kuzynki leżały na łóżku poduszki. Nie chciałam robić wielkiej afery i krzyczeć „Megan zniknęła wezwijcie policję!”, bo to było do niej podobne, że znikała na te swoje „spacerki do lasu”. Sięgnęłam więc po telefon, weszłam w kontakty i zadzwoniłam do Meg. Nie odebrała, spróbowałam jeszcze raz. Jeden sygnał, drugi sygnał…
-Halo?-odezwał się zdyszany głos w słuchawce.
-Megan do cholery jasnej gdzie ty jesteś? I czemu dyszysz?
-Yyy… opowiem ci jak wrócę.
-Czyli?- miałam ochotę  jej przywalić.
-Ktoś się zorientował, że mnie nie ma?  No oprócz ciebie?- zapytała dosyć ostrożnie. Ona dobrze wie, że nie mam nerwów ze stali.
-Jeszcze nie baranie, bo właśnie poszłam cię obudzić. I co? wariatki nie ma Gdzie jesteś idiotko? Lepiej się pospiesz, bo długo nie zdążę cię kryć.
-Dzięki, jesteś kochana- odetchnęła- A! Leo zostaw mnie!- krzyknęła i zaczęła się śmiać.
-Yyy… nie chcę wiedzieć co tam się dzieje.
-Nie ważne byleby nikt się nie zorientował, że mnie nie ma.- powiedziała zawstydzona- Postaw mnie na ziemię i to już!- krzyknęła do Leona i rozłączyła się.
Ookej, to było dziwne co najmniej jak nie przerażające.”- pomyślałam i poszłam do pokoju obok, żeby brutalnie wyrwać ze snu Maxa.

Perspektywa Megan
To powiem w skrócie, Leon na początku nie chciał się ruszyć, jego budzenie wyglądało mniej więcej tak:
-Wstawaj, jest już wpół do dziewiątej!-trzepnęłam i strąciłam rękę, która mnie obejmowała.Brak odpowiedzi.(a to niby ja jestem strasznym śpiochem!)-No do cholery jasnej wstawaj!- mój przyjaciel zaczął się ruszać.
-Nie teraz mamo, daj mi jeszcze pół godziny są wakacje!- mruknął. Uniosłam jedną brew, przyzwyczaiłam się do tego, że ludzie mnie mylą, ale, żeby on mnie pomylił ze swoją mamą?! Serio?
-No dobra załatwimy to po mojemu.-powiedziałam i usiadłam za nim na wolnej kłodzie i kopnęłam obiema nogami śpiocha tym samym spychając go na ziemię.
-Au! Za co ta drastyczna pobudka?- zapytał już w pełni przytomny Leon rozmasowując sobie kark.
-Za jajco, trzeba było wstać wcześniej i nie mówić do mnie mamo.- odparłam poprawiając sznurówki w moich trampkach.
-Co?!- wytrzeszczył na mnie oczy.
-Gówno, a teraz lepiej się zbierajmy jeśli nie chcemy mieć przesrane u rodziców.
   Pozbieraliśmy wszystko, Leoś zabrał kosz i koc, a ja moją paczkę i bukiet.
-Kiedy zamierzasz powiedzieć o tym siostrze?- zapytałam gdy wychodziliśmy z polany.
-Ym, no wiesz ja…- podrapał się po głowie. Znowu to samo! Musi bronić rodziny blablabla!-
-Oh, daj spokój, ona ma już 14 lat! Nie traktuj jej jak dziecko, zresztą jest pomiędzy wami  tylko rok różnicy!- to mnie wkurzało, że wszyscy traktowali Sophie jak dziecko! A czasami miałam wrżenie, że to ona jest dojrzalsza nawet od Luke.
-Dobra, nie wkurzaj się. No, bo wiesz złość piękności szkodzi.- uśmiechnął się szyderczo. Odepchnęłam go pchając ręką w jego twarz.
-Hahaha bardzo śmieszne.- zobaczyłam z jakieś 200m przed nami wielki głaz- ścigamy się do tego kamlota?
-Dobra, a ten kto przegra…
-Bierze dyżury w kuchni za drugą osobę w kuchni obozowej przez tydzień.
-Ok., no to… start!
Wystrzeliliśmy jak z procy. Nasze rzeczy zostały na starcie. Leo pędził jak szalony byłam trochę za nim. Wyobraziłam sobie tego bałwana w kuchni przejmującego moje dyżury, nie powiem obiecujący widok.
            Chłopak nie widząc mojego cienia, zwolnił. To był duuuuży błąd. A ja zawsze wykorzystuję takie okazje. W ostatniej chwili przyspieszyłam i zanim się zorientował byłam na mecie. I ta jego mina gdy zobaczył mnie siedzącą na głazie bezcenna! Jakby zobaczył mnie bez ubrań normalnie. Chociaż potem by się pewnie zachwycił. (zboczuch :-P). No normalnie kuliłam się ze śmiechu na tej skale po prostu.
-Powodzenia w kuchni!- zasalutowałam wijąc się ze śmichu.
-Hahaha, no po prostu padłem.- zrobił poważną minę-jak pojedziemy do obozu to się doigrasz.
-Co śmutno śie zlobiło bo śie pseglało po laz pielwsy?- zasepleniłam.
-Odwal się.- machnął na mnie ręką. „Jak jest okazja to czemu jeszcze bardziej się z niego nie ponabijać?” pomyślałam. Tak jestem wredna i to jak :).
-Ołołooł!- zachwiałam się- Leo!- krzyknęłam jednocześnie przechylając się do tyłu i spadając z głazu. Upadek był miękki i brudny, bo wleciałam w kałużę błota.
- Megi!- podbiegł do mnie. Od kiedy on mnie tak nazywa?- Ej! Obudź się! No wstawaj!- trząsł mnie za ramiona. „Napędzimy mu jeszcze trochę stracha” zaczęłam się trząść jak bym dostała padaczki. Słyszałam jak siada.- O cholera, Megan obudź się.- położył moją głowę na swoich kolanach. Słyszałam tą histerię w jego głosie, było komicznie. Nie wytrzymałam zaczęłam się śmiać nie otwierając oczu. Chłopak szybko się zorientował, że udawałam.- Ty mała…- na chwilę się wściekł, ale potem śmiał się razem ze mną. Wziął trochę błota na rękę i rzucił we mnie dostałam w bluzkę, ale włosy i twarz też na tym ucierpiały. – Masz za swoje.- uśmiechnął się.
-Czy aby na pewno?- wstałam i położyłam go na łopatki w kałuży. Wytarzałam go całego w maziowatej brei, on zrobił to samo ze mną.- Może pójdziemy po nasze rzeczy?
Chwilę  później siedzieliśmy pod głazem i czekaliśmy aż błoto na nas wyschnie i żeby z nas nie ociekało. Nagle coś zaczęło wibrować w mojej kieszeni i usłyszałam „Give me love” Eda Sheerana. Wyjęłam o dziwo jeszcze działający chociaż super, super brudny telefon, na ekranie wyświetlało się imię „Clara”. Wstałam jak oparzona.
-Co jest?- zapytał Leon, podnosząc się.
-Clara dzwoni, mamy przerąbane, chodź. Zbieraj rzeczy. Zaczęliśmy biec z tym koszem i paczką. Moja kuzynka zadzwoniła jeszcze raz. -Halo?- odebrałam ciężko dysząc.
-Megan do cholery jasnej gdzie ty jesteś? I czemu dyszysz?- „Fuck, pewnie wszyscy zorientowali się, że mnie nie ma”- pomyślałam.
-Yyy… opowiem ci jak wrócę.
-Czyli?- słychać było widoczną irytację w jej głosie.
-Ktoś się zorientował, że mnie nie ma?  No oprócz ciebie?- zapytałam z nadzieją w głosie.
-Jeszcze nie baranie, bo właśnie poszłam cię obudzić. I co? wariatki nie ma Gdzie jesteś idiotko? Lepiej się pospiesz, bo długo nie zdążę cię kryć.
-Dzięki, jesteś kochana- odetchnęłam. Wtedy Leon zatrzymał się, chwycił mnie, podniósł i posadził na barana. Debil, czy on nigdy nie może być poważny?- A! Leo zostaw mnie!- krzyknęłam i zaczęłam się śmiać.
-Yyy… nie chcę wiedzieć co tam się dzieje.- a, ja nie chcę wiedzieć co ona sobie tam wyobrażała.
-Nie ważne, byleby nikt się nie zorientował, że mnie nie ma.- powiedziałam zawstydzona- Postaw mnie na ziemię i to już!- krzyknęłam do chłopaka i rozłączyłam się.- Czy ty zawsze musisz coś wykombinować?- pochyliłam się i sceptycznie spojrzałam na mojego przewoźnika.- Nie żeby mi nie było wygodnie.
On uśmiechnął się szyderczo i podał mi karton.
-Trzymaj, nie będę tego taszczył- schowałam fona do kieszeni i przejęłam towar. Leon korzystając, że ma jedna wolną rękę chwycił mnie za prawą kostkę.- O co chodziło Clarze?
-No będzie kryła moją nieobecność przez jakiś czas, ale musimy się pospieszyć.- chłopak przyspieszył kroku. Półgodziny później byliśmy pod domem moich dziadków. Oczywiście, co jakieś pięć minut dostawałam sms-a od Clary o treści „ Gdzie ty jesteś dziewczyno?”, albo „ Pospiesz się, a jak przyjdziesz to…”. Niewiele mnie to ruszało ale cóż, moja kuzynka cierpi na nadmierny instynkt macierzyński.
            Spojrzałam na telefon, godz. 9:30. Mój przyjaciel postawił mnie na ziemię.
-To jeszcze raz dzięki za tą super niespodziankę.- przytuliłam go.
-Nie ma sprawy. To do treningu?- uśmiechnął się.
-Nie przyjdziesz na tort?- posmutniałam.
-No nie, wyjątkowo w tym roku nie.-podrapał się po karku- Przepraszam no… nie mogę.- patrzył na swoje buty. Przyglądałam mu się badawczo. To było dziwne, zawsze ciocia Christina, wujek Harry z  Leonem i Sophie przychodzili z okazji naszych urodzin, no w sensie moje i Maxa.
-No nic, to cześć i do zobaczenia na treningu.- pocałowałam go w policzek.- a i jeszcze jedno byłabym wdzięczna gdybyś mnie podrzucił do okna.- Podniosłam paczkę i bukiet z ziemi.
-Nie ma sprawy- podmuch powietrza uniósł mnie do góry i stanęłam na parapecie. O dziwo okno było otwarte, zeskoczyłam na podłogę, zamknęłam je i obróciłam się. Zobaczyłam moją kuzynkę ze skrzyżowanymi rękami i patrzącą na mnie. Wyszczerzyłam zęby.
-  No to teraz słucham- powiedziała.-i dlaczego jesteś cała w błocie?
- Nieważne, później ci opowiem. Ktoś zdążył się zorientować?- rzuciłam paczkę i bukiet na moje łóżko.
-Nie, na szczęście, a teraz lepiej idź się wykąp.- wzięłam rzeczy na przebranie czyli bieliznę, jeansowe  krótkie spodenki, czarny podkoszulek i koszulę w czarno-czerwoną kratę(chyba mojego brata, ale mniejsza) i poszłam się wykąpać. Po odświeżeniu poczułam się o niebo lepiej. Rękawy koszuli podwinęłam do łokci i zostawiłam odpiętą. Clara upierała się, żeby zrobić mi makijaż, ale udało mi się tego uniknąć. Właśnie wychodziłyśmy z pokoju, gdy moja kuzynka powiedziała.
-Ja wiem, że on cię zranił, ale nie smuć się w swoje urodziny co?
-O co ci chodzi? Nie mieszaj się w nie swoje sprawy ok?- odpowiedziałam chłodno nawet nie patrząc na nią. To była moja sprawa. Moja kuzynka właśnie chciała coś powiedzieć, ale otwarły się drzwi i zza nich wysunęła się głowa. 
muz. od* do* klik
*-Hej, chodźcie bo nie starczy dla was tortu.- powiedział brunet o brązowych oczach z małym nosem i uśmiechem na twarzy.
-Najwyżej to ty będziesz gruby, a nie ja braciszku.- uśmiechnęłam się i podeszłam do drzwi i wytargałam Maxa. Dał mi kuksańca.
-Wszystkiego najlepszego.-wyszczerzył zęby. Zlustrował mnie wzrokiem- Zaraz czy to nie jest moja koszula?
- Tak i wzajemnie. Chodźmy na dół idziesz Clara?- Odwróciłam się do niej.
-Tak jasne.- wymusiła uśmiech.
            Gdy byliśmy już na dole doznałam szoku. Wszędzie były rozwieszone balony i serpentyny, na stole stał wielki czekoladowy tort z 15 świeczkami. Nagle zza stołu wyskoczyła cała nasza rodzina. Luke, Rosie, mama, tata ,babcia, dziadek,  Lucy, Claudia, Penny i Clara, która w ostatniej chwili dołączyła do nich. Byli tam nawet ciocia Rachel i wujek Frank rodzice Luka oraz Sophie ze swoimi rodzicami. Wszyscy krzyknęli „Wszystkiego Najlepszego!” i zaczęli śpiewać „Sto lat!”. Nie mogłam w to uwierzyć podobnie jak mój brat. Zaczęliśmy się śmiać, a inni do nas dołączyli. Podeszli do nas nasi rodzice.
-Wszystkiego najlepszego dzieci.-Powiedziała mama. I dała nam po buziaku. No musiała to po prostu zrobić nie?
-Kochanie to już przecież młodzież.- zaśmiał się tata i przytulił nas. Dodał jeszcze czochranie po głowie zarówno mnie jak i Maxa. Tiaaa… tak bardzo mój tata.
            Potem zaczął się ciąg buziaków przytulasów i nudnych życzeń, aż w końcu podeszła do mnie Sophie. Zaraz co ona ma na głowie?
-Widzę, że nowa fryzura.
-Cześć kochana.- uściskała mnie, poczym położyła ręce na barkach- ja wiem, że mój brat jest totalnym dupkiem, ale nie dramatyzuj z tego powodu i musisz to jakoś przeżyć.
-O co ci chodzi?- udawałam zdziwioną.- Ja…
-Sorry,  nie umiesz kłamać.- wzruszyła ramionami . Przyciszyła głos- poza tym to ja pomagałam mu w organizacji tej „nocnej niespodzianki”, bo sam ma zbyt mały mózg. No i opowiedział mi wszystko.
-To dla niego typowe.- uśmiechnęłam się.- Nie wiesz gdzie teraz może być?
-Nope. No i wszystkiego naj- przytuliła mnie po raz drugi. Za to ją uwielbiam, postępuje nieszablonowo i nigdy nie mówi na temat. Podeszła do Maxa.- Wszystkiego najlepszego stary- lekko walnęła go pięścią w pierś.- wytrzymuj z nią dalej- pokazała na mnie. Uśmiechnęliśmy się. Ona pocałowała go w policzek co najwyraźniej zszokowało mojego brata, bo stał jeszcze przez chwilę i lampił się na Sophie zanim nie usiała do stołu. Dałam mu kuksańca.
-Ej stary, ślinisz się- Max otrzeźwiał i przetarł usta ręką- jak ci się podoba, to zagadaj, a nie stój w miejscu.
-Odwal się!- powiedział i usiedliśmy do stołu.
            Tort czekoladowy mojej babci (oczywiście) zniknął bardzo szybko. Nawet nie starczyło na dokładkę! :(. Rozmawialiśmy jeszcze o szkole (to chyba oczywiste, że dorośli o to pytali), jak zawsze musiało paść pytanie „Czy masz już swoją drugą połowę?” na co zarówno ja jak i Max nie odpowiadaliśmy, bądź rzucaliśmy krótkie „Nie” i grzebaliśmy w jedzeniu. Po chwili dziadek wstał.
-To teraz czas na…- Max spojrzał na mnie, a ja na niego.
-Prezenty!!!!!!!!!!- krzyknęliśmy jednocześnie. Lucy i Claudia wstały od stołu i poszły do kuchni wróciły z kartką, no w sumie to z dwiema.
- Plose- powiedziała Lucy podając mi laurkę z wielkim kwiatem na pierwszej stronie. Wiem, że mówi jak czterolatka. No ma sporą wadę wymowy i do tego wypadły jej dwie górne jedynki więc… no. Otworzyłam kartkę i przeczytałam na głos.
- Droga Megan, wszystkiego najlepszego z okazji urodzinek, duuuużo słoneczka i humoru. Lucy.- pod spodem byłam chyba ja i ona, ale z ej talentem artystycznym to nigdy nie wiadomo.- Jest śliczna dziękuję.- przykucnęłam, i uściskałam moją słodką kuzyneczkę, no bo jestem dość wysoka, a ona z kolei nie należy do wysokich. Max trochę mniej chętniej przytulił się do Claudii ale cóż to w końcu chłopak. Po całej serii dawania prezentów i składania życzeń po raz Bóg wie który ostatecznie dostałam: od Sophie- nową obudowę na telefon, ale taką z naszym zdjęciem i super super ciepłe wełniane niebieskie skarpety!!! (iiii! Podnieta! Dałabym się zabić, za skarpety!); od dziadków- fajny czarny sweterek z białą literą M z przodu.; od Luke- nową bransoletkę taką zawiązaną na węzeł zderzakowy z triquetrą i kopertę (prosił, żebym jeszcze jej nie otwierała więc tego nie zrobiłam, no i Max dostał identyczną); od Rose i Clary- no ciuchy w zasadzie nawet sama jeszcze nie policzyłam ile dokładnie tego było, parę jeansów krótkich i długich, T-shirty, koszule i inne bluzki. Zastanawiam się ile na to wydały.
Potem podeszła do nas Penny.*
-I co? O kolejny rok do tyłu nie młoda?- dogryzł jej jak zawsze Max.
-Hahaha bardzo śmieszne.-odpowiedziała. Zaczęłam się śmiać.
-No to ja mam tak właściwie taki prezent dla naszej trójki.
- Zawsze musi na czymś skorzystać- dopowiedziałam.
-A jakże- wyszczerzyła się i wyjęła… nie wierzę to przepustki do…
-Przepustki na tygodniowe wojskowe szkolenie na forcie Hood!- krzyknęłam z moim bratem. Przytuliliśmy mocno naszą siostrę- Penny jesteś genialna, ale, ale jak? –zapytał Max. Nasza rodzina kocha wojsko i wszystkie rzeczy z tym związane. Byliśmy w siódmym niebie.
-No mój urok osobisty zawsze pomaga.-zamrugała.
-Ta, jasne.-spojrzałam na zegarek 10:40.- To my będziemy się zbierać.- pociągnęłam moje rodzeństwo na schody.
-Dokąd to?- zapytał tata.
-No na trening nogi!- moje kuzynostwo i my polecieliśmy szybko do góry i przebraliśmy się. Każde z nas (oprócz Lucy i Claudii, bo one z nami nie grają) miało na sobie zielone spodenki i koszulkę piłkarskie, białe skarpety pod kolana z ochraniaczami na piszczele, oraz czarne korki. Na naszych T-shirtach z tyłu było na biało nasze imię i numerek w zależności od tego kto jak się urodził. Z nami trenuje również Leon i Sophie.
Wszystkie dziewczyny związały sobie włosy w wysoką kitkę i wyszliśmy z domu. Luke dźwigał plecak z wodą słodyczami i piłką. Max miał rękawice bramkarskie. Sophie dołączyła do nas w ostatniej chwili. Dojście do boiska zajęło nam jakieś 20 minut. Właśnie zaczęliśmy rozgrzewkę gdy Sophie zesztywniała i cały czas patrzyła się w jedną stronę
- Fuck! Co za dupek no nie wierzę.- szepnęła.
            Odwróciłam się i to był poważny błąd. Zobaczyłam Leona idącego alejką ubranego jak my ale obok niego szła jakaś dziewczyna. Brunetka, o dosyć szczupłej sylwetce, dosyć ostrych rysach twarzy. Miała na sobie fioletowy komplet piłkarski. Niby było spoko, ale oni… trzymali się za ręce i śmiali się, a gdy byli już blisko to dziewczyna pocałowała go. Najbardziej bolało mnie to, że okłamał mnie, że coś do mnie czuje, a tymczasem ma dziewczynę! Świnia!. Po policzku spłynęła mi gorąca łza.
 To tyle. Mam nadzieję, że się podobało. No to liczę na szczere opinie w komach, krytykę też przyjmę. Serio komentarze motywują :)
No to do nn:*